18.07.2012

Z dziennika super-pasożyta(5): Podwieczorek ("Pasożyt i jego pasożyt") kontra Obiadokolacja Pasożyta w NML



Pasożyt i jego pasożyt
Grzegorz Butkiewicz
Z dziennika super-pasożyta(5):

Podwieczorek

Nad Wisłą dni mijają spokojnie. Czas tu płynie inaczej, jest mierzony w łagodnych i odprężających chwilach, a ja nie wiem i nie chcę wiedzieć, czy mija kwadrans, czy dwie godziny. W galerii są tak naprawdę dwa zegary. Powiedziałbym, że są to zegary naturalne. Pierwszym z nich jest wędrujące po niebie słońce, ono wskazuje porę dnia. Drugim zegarem jest żołądek, on wskazuje porę posiłku. Wszelkie inne zegary nie mają tu jakiegokolwiek zastosowania praktycznego i po prostu są zbędne. Można powiedzieć, że te dwa zegary w pełni określają mój pobyt tutaj. Słońce jest makro-zegarem, zaś żołądek mikro-zegarem. Oba mają swój własny rytm i oba tykają wyznaczonymi przez własną naturę mechanizmami.
Dzisiaj w siedlisku super-pasożyta trochę się działo. W domu, jako pierwsza pojawiła się Asia – wice-boss galerii. Zabrała się za pracę w ogrodzie. Ja zaś, zbytnio jej nie przeszkadzając, zaprosiłem Małgorzatę na kawę. Rozmowa również przynosi korzyści, szczególnie z Gosią, młodą doktorantką, która, jak się okazało, ma do opowiedzenia wiele ciekawych historii dotyczących filozofii. Gosia pożyczyła ode mnie kilka książek. Oczywiście zgodziłem się, gdyż to oznacza, że będzie musiała mi je oddać, co z kolei wiąże się z tym, że czeka mnie kolejne z nią spotkanie, a wraz z nim następna, przynosząca korzyści rozmowa. Podstępne chwyty w subtelnych formach to specjalność super-pasożyta.
Rozmowa z Gosią była dobra, ale nie ma potrzeby, by o niej pisać. Rozważania o poglądach Hegla i Nietzschego zostawmy na inną okazje, bo nastąpiła pora podwieczorku, pora na którą wskazał mikro-zegar. Z podwieczorkiem wiązało się zorganizowane działanie moich trzech żywicielek, jako trzecia udział wzięła pani Krystyna, sąsiadka. Asia pojechała do sklepu po lody, Gosia nazrywała porzeczek w ogrodzie, a pani Krystyna przyniosła konfiturkę. Lody w trzech smakach posypane porzeczkami, z dodatkiem gęstego dżemu były w sam raz na podwieczorek. Tu Nietzsche i Hegel się skończył. Ten mecz Niemcy musieli przegrać. Rozpoczął się powrót do ogrodu Epikura.
W kremowej masie lodów z orzeźwiającymi porzeczkami i słodziutką konfiturą żołądek kończy wybijać swoją godzinę i zostaje uśmierzony. Wieczór nieśmiale wstępuje do ogrodu, otulając jeszcze bladą szarością krzewy i kwiaty. Słońce zachodzi, zsyła na drzewa w oddali ostanie promienie o ciepłej barwie przekwitłej pomarańczy. W harmonijnej współpracy obu zegarów, trwa czas podwieczorku. Czy sama nazwa tego posiłku nie wskazuje na zgranie żołądka i słońca? Oczywiście, że tak, więc póki lody się nie roztopiły, cieszę się podwieczorkiem wraz z moim towarzystwem.
     



Lody




Wice-boss galerii w akcji



Podwieczorek prawie przygotowany



Gosi smakuje :-)

*

kontra

*



Moja obiadokolacja w NML w ramach jadłospisu festiwalu sztuki Nowe Ciepło.



a to wszystko nad Drwęcą, na której nie udało się jednak popływać kajakiem.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz