Nowa notka od mojego pasożyta. Bez niedomówień - całość idealnie przeklejam:
*
Grzegorz Butkiewicz
Z dziennika super-pasożyta(3):
Duchy w Galerii Nad Wisłą
„Najeść się strachu” – tak brzmi potoczne wyrażenie. Dlaczego akurat najeść? Czyżby strachem można było zaspokoić głód lub apetyt? Nie jest to chyba takie proste, ale niektórym dawka strachu służy, niektórzy lubią okryć się mrokiem, poobcować z duchami, bo jest w tym coś przyciągającego. Zresztą temat ten fascynuje człowieka od wieków. Noc sprawia, że nasza percepcja ulega przemianie, budzi się w nas to, co jest ukryte i niedostępne w świetle dnia. Wchodzimy wówczas w teren nieznany i obcy naszej zdroworozsądkowej codzienności, przy czym nie końca oswojony. A noc wraz ze swoją senną, poetycką tajemnicą jest przestrzenią, którą zamieszkują wytwory wyobraźni, duchy i inne istoty fantastyczne. Ten mroczny świat można polubić, rozsmakować się w nim i zapewnić sobie dodatkową dawkę adrenaliny, choć dla mnie, pasożyta wrażliwego, strach, szczególnie sam na sam, nie jest przyjemny.
Galeria Nad Wisłą, były rybacki domek położony nad brzegiem rzeki i otoczony dziką przyrodą, która eksploduje o tej porze roku, przysłaniając miasto, jest bez wątpienia miejscem przyjaznym duchom. Kiedy nadchodzi noc i kiedy miejsce to rozświetla ciemno-pomarańczowy księżyc oraz iskierki gwiazd, wydaję mi się, że duchy gdzieś tu są. W galerii mogą się skryć przed światłami i hałasem ulic, przed ludźmi, którzy ich istnienie odkryją i pozbawią tajemnicy. O zmroku mogą komunikować się ze światem żywych, mogą wyjawiać swoje sekrety, albo dręczyć takich jak ja, którzy bezkarnie przywłaszczyli sobie ich przestrzeń. Zatem gdy nadchodzi noc i samotnie siedzę na ganku, a moja wyobraźnia zostaje pobudzona, widzę czasem dziwne rzeczy i mam wrażenie, że ciemność dookoła zamieszkują istoty, których nie ma tu za dnia.
W sobotę, zaraz po śniadaniu, wyszedłem nad Wisłę nacieszyć oko rozświetlonym słońcem krajobrazem. Spacerowałem samotnie przez dłuższy czas brzegiem rzeki, gdy w pewnym momencie, poczułem się trochę słabo. Być może do moich miejskich, szarych od dwutlenku węgla płuc, dostało się zbyt dużo świeżego powietrza i z przedawkowania tlenu zaczęło kręcić mi się w głowie. Najgorsze było to, że te dziwne objawy się nasilały i nagle poczułem, jak przybrzeżny pejzaż zaczyna robić się coraz ciemniejszy i pokrywa go mrok, a pomiędzy konarami drzew z tafli rzeki zaczyna bić coraz intensywniejsze światło. Światło to sprawiło, że w tok moich myśli wdarła się jakaś paraliżująca siła, a ujrzana jasność nadała temu wszystkiemu olbrzymi rozmiar i nagle osunąłem się na trawę i zasnąłem.
Obudziła mnie przechodząca obok starsza kobieta. Spytała, czy nic mi się nie stało. Odpowiedziałem jej, że się zdrzemnąłem, bo poczułem się słabo. Spojrzałem na rzekę i przybrzeżne drzewa, ale wszystko to wyglądało już zupełnie zwyczajnie. Zaproponowała, że chwilę ze mną pobędzie, a jak dojdę do siebie i będę w stanie wrócić do domu, to mnie opuści. Siedzieliśmy przez chwile w milczeniu na trawie, aż w końcu spytała:
- Daleko mieszkasz, może powinieneś wrócić taksówką?
- Mieszkam sam w Galerii Nad Wisłą, jakieś dziesięć minut drogi stąd – uspokoiłem kobietę.
- Mieszkasz samotnie w galerii i nie boisz się tam spać? – zdziwiła się.
- Nie boję się – odparłem.
Spojrzała na mnie zaskoczona i zaproponowała, że opowie mi historię z czasu, kiedy galeria była jeszcze rybackim domkiem. Opowieść dotyczyła jednego z rybaków, który tam zamieszkiwał. Był żonaty, ale w pewnym momencie w jego życiu pojawiła się druga kobieta. Związało ich silne uczucie i zostali kochankami. Spotykali się nad Wisłą i chadzali razem na długie spacery. Rozmawiali bez końca, obsypywali się prezentami i pocałunkami, ukrywając się w wysokiej, przybrzeżnej trawie. Po pewnym czasie kochanka tak mocno zapragnęła być z rybakiem, że zażądała, aby razem uciekli i znaleźli wspólne szczęście w miejscu, w którym mogliby być sami. Rybak nie chciał jej dać żadnej odpowiedzi, a kiedy jego żona się o wszystkim dowiedziała, spotkania z kochanką przestały być przyjemne. Romans został odkryty i napiętnowany, a to sprawiło, że mężczyzna nie był już szczęśliwy, ponieważ zaczęły nękać go wyrzuty sumienia. A kochanka wciąż nalegała. Z czasem jej prośby zmieniały się w ataki histerii, wybuchy gniewu, a nawet szału i to sprawiło, że rybak nie mógł już dłużej wytrzymać z kochanką. Pewnego wieczoru, kiedy żona wyjechała, zwabił ją podstępnie do domu i uwięził w piwnicy. Kochanka z żalu i cierpienia zmarła w pierwszą noc, wówczas rybak zamurował jej ciało w małym pomieszczeniu z zakratowanym oknem, do którego żona nigdy nie wchodziła. Spotkana kobieta, która opowiedziała mi tę historię, przekonywała mnie, że duch kochanki nadal zamieszkuje galerię i kiedy odczytam znak, który jest na terenie domu, zjawa będzie próbowała się ze mną kontaktować. Zupełnie nie wierzyłem w to, co mi opowiedziała, ale jej historia była na tyle barwna, że poczułem się lepiej i stwierdziłem, że wrócę do galerii zrobić obiad.
Nadszedł wieczór, było bardzo gorąco, jakby zbierało się na burzę. Usiadłem na ganku i zapaliłem świeczki. Po chwili postanowiłem, że napiję się trochę zimnego piwa, bo zrobiło się duszno i parno. Wszystko wskazywało, że za moment lunie deszcz. Siedząc przy piwie, nagle zwróciłem uwagę na kwiat róży, który wyrósł przy murze w rybackiej sieci. Widziałem go oczywiście nie raz, ale teraz dopiero przykuł moją uwagę z nadzwyczajną siłą. Przypomniały mi się słowa starszej kobiety, spotkanej nad rzeką, która mówiła, że jeśli odszyfruję znak, duch kochanki będzie próbował się ze mną kontaktować. Pomyślałem, że ta róża mogła symbolizować duszę kobiety, która została tu uwięziona przez rybaka. Poczułem się nieswojo, a nagle do tego wszystkiego zerwał się wiatr, który z każdą chwilą był coraz silniejszy. Wokół było już prawie ciemno. Krzewy i drzewa w ogrodzie pochylały się i szeleściły liśćmi, a płomienie świeczek zaczęły drżeć od powiewów, rzucając na mur domu ślizgające się cienie. Nagle wśród podmuchów i świstów wiatru usłyszałem czyjś płacz i zdaję się dobiegał on od strony pomieszczenia z zakratowanym oknem, do którego nie miałem dostępu. Zaciekawiony całą sytuacją, postanowiłem zbliżyć się do okna, gdy nagle w ogrodzie ziemia zaczęła się ruszać i wyłaniały się z niej przedziwne zjawy o wykrzywionych twarzach i pomarańczowych oczach. Zagłuszały płacz kobiety przeraźliwym wyciem, broniąc do niej dostępu. W końcu zaczęło błyskać i grzmieć, a oblicza duchów rozświetlane przez błyskawice były niewiarygodnie przerażające. Nagle się rozpadało, a ja poczułem, jak ogromny strach sprawił, że pot wstąpił mi na czoło i zaczął mieszać się z padającym deszczem. Przerażony uciekłem do domu i zamknąłem się. Chcąc rozpędzić płacz i wycie duchów, włączyłem głośno muzykę i zapaliłem światło. Bałem się, że duchy wtargnął do pokoju i wystraszą mnie na śmierć. Chciałem być gdzie indziej, gdzieś w mieście pośród ludzi. Przerażony pytałem siebie dlaczego nie ma mnie w Desperado ze znajomymi, tylko muszę znosić inwazję duchów na galerię, choć te, na szczęście, nie potrafiły się do mnie dostać. Wypiłem całe piwo, jakie było w domu, by postarać się jakoś znieczulić i zastanawiałem się nad tą ironią losu, to ja przecież byłem pasożytem, który miał tu karmić ducha, tymczasem duchy karmiły się mną. Wreszcie byłem na tyle pijany, choć nadal drżący ze strachu, że zdawało mi się, że powoli zapadam w sen, ale słysząc płacz i wycie zjaw, po paru sekundach budziłem się. I tak wkoło, chwila snu i chwila strachu na przemian, a to doprowadzało mnie na kraniec wytrzymałości. Aż wreszcie wybudziłem się na dobre, tylko nie w domu, a na trawie, nad brzegiem Wisły. Dzień był wciąż słoneczny. Rzeka płynęła wolno i spokojnie. A wokoło mnie nie było nikogo.
Jasność
Róża w rybackiej sieci
Duch pierwszy
Duch drugi
Zakratowane okno
*
Grzegorz mieszka w Galerii Nad Wisłą w ramach działania:
"Pasożyt i jego pasożyt"
Arek Pasożyt i Grzegorz Butkiewicz,
Galeria Nad Wisłą, Toruń, 1.07-1.08/9.2012
Nadwiślańskie klechdy:)Grzesiu - dziedzicu tajemnicy - odwagi i ściągnij czar z kobiety.
OdpowiedzUsuń