9.04.2012

Pan bez papierów






Znienacka założyłem sobie, że teraz częstotliwość wychodzenia informacji na blogu nie powinna być mniejsza niż jedna notka na dwa dni. Postaram się trzymać tego założenia.
Dodawanie codziennie jakiś informacji nie należy do najłatwiejszych czynności. Napisanie coś składnego, ze względnym pomysłem jest dla mnie czynnością wymagającą dużego skupienia. Niedawno od znajomego „pismaka” usłyszałem: „w sumie zaczynam doceniać twój styl z powodu jego druzgocącej naiwności i bezpośredniości”. Nie powiem, żeby to mnie uskrzydliło, ale za każdym razem kiedy mam coś teraz napisać to milej mi się robi jak o tym pomyślę. 

*

Poniżej pokaże Wam zdjęcie Pana, którego spotkałem w pociągu na trasie toruń-warszawa. Sprzedawał różnej maści produktu spożywczo-barowe za pomocą własnoręcznie zmodyfikowanego wózka z polomarketu czy biedronki. Pan „bez papierów”. Codziennie spędza 3-5 godzin na trasie warszawa-lublin. Nie pamiętam miejscowości, w której się ten Pan dosiadł, akurat naprawiałem rower na końcu ostatniego pociągu i Pan „bez papierów” poprosił mnie o pomoc we wtarganiu do pociągu jego narzędzia pracy. Poczęstował mnie magnatem z Lublina, chwilę sobie pogadaliśmy o życiu, warunkach pracy w polsce i sokistach. Ze sprzedawania grześków, kawy itd w pociągu może wyżyć, ubezpieczenie zdrowotne – 300zł/m-c, pełna wolność w zakresie pobierania urlopów i pojawiania się w pracy. Bez podatków, wszystko idzie na rękę, ale sokiści robią problemy. Polska Myśl Techniczna równie mocno wybrzmiewa w życiu tego pana jak i tzw. Polska Kombinatoryka. 


Pewnie też niebawem będę musiał sobie zakupić jakieś ubezpieczenie zdrowotne.














Może powinienem dokładnie odtworzyć ten wózek? Wytworzyłbym taki obiekt pasożytniczy, zarówno oryginał jak i moja kopia zostałyby powołane do życia w celach pasożytniczych. Oryginał – by nielegalnie zarobić dzięki systemowi stworzonemu przez państwo, a moja kopia – by udało mi się legalnie zarobić dzięki systemowi, który wytworzył „świat sztuki”.

Czy to ma sens? jeśli sztuka by miała taki sens, że twórca robi sztukę by rynek przyjął jego produkt, a on dzięki temu dalej żył i funkcjonował jako twórca, to, to śmierdzi fałszem. Ale może nie warto się ograniczać, może warto robić rzeczy by kuratorzy mieli co wziąć na wystawy zbiorowe, ludzka kondycja w wózku podzielonym na półki oraz kwatery z batonami, termosem, kawą, chipsami, soczkami oraz gazetami.

Nadal poszukuje swojego działania. Artystyczne artefakty mieszczące się w pewnym kanonie estetyki i możliwości ładnej ekspozycji raczej nie mieszczą się w moich pierwotnych zamiarach. Jednakże, czasem mnie to wszystko ciśnie i robię różne rzeczy. Wynika to raczej ze słabości i/lub poszukiwania drogi, na której będę mógł uzyskać więcej finansów oraz lepszą perspektywę na dalszy ciąg niż teraz. 
Aktualnie mam co najmniej kilka rozwiązań na kontynuacje pasożytnictwa, ale może kiedyś nie będę miał tylu pomysłów co teraz, a do agencji reklamy za wszelką cenę nie będę chciał trafić. Nawet za cenę porzucenia swoich nierozsądnych aspiracji twórczych. 


*

Dzisiejszy dzień.
Nie będę już się rozpisywał, ponieważ i tak dużo już napisałem, ale najważniejsze to to, że przygotowuje Galerię nad Wisłą do ponownego zamieszkania.


















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz