9.05.2011

Profilaktyczny wpis do dziennika pracy

Jak w temacie.
Kończy mi się dzień. Ciemno za oknem. Czasami przyjeżdżają samochody, stają przy brzegu Wisły i w środku światła gasną, czasem także tylne światła wyłączają. Nie podglądam co tam robią, co mnie to obchodzi. Może powinno? Prawie amerykańska scena, ale tutaj nie ma samochodu z rozsuwanym dachem, nie ma wzgórza z widokiem na rozświetlone miasto, ale i tak pewnie jest dobrze. Nakręcić 20-30 minutowe video z podjeżdżającego na brzeg rzeki samochodu, a później - odjeżdżającego. Noc, księżyc, wiatr, rzeka, spokój.

A co ja robię tu samemu nocami? Najczęściej siedzę przed komputerem, po czym kładę się do łóżka, czytam książkę/gazetę (akurat "Ekonomię kultury" Krytyki Politycznej, to nie jest reklama, ale w sumie, temat mi bardzo bliski) i spać. 
Dziś będzie małe urozmaicenie - film. Szkoda, że samemu, ale może trochę kinematografii wprowadzi trochę spokoju, odizoluje głowę. Nie wiem czy tak naprawdę wybieram dobry film na to - Zeitgeist. Nie oglądałem jeszcze, nie miałem czasu. Chociaż tutaj nie piszę prawie w ogóle o rozterkach z życia pseudo-około-twórcy i/lub artysty, ale takowe systematycznie nawarstwiają się. Chyba niedługo zabiorę się za pisanie pamiętnika z prawdziwego zdarzenia. Zapewne po latach będę miło wspominał dzisiejsze problemy, zadufanie nad zdolnością kredytobiorczą, etc.
Pewnie za 20 lat będę sobie zazdrościł.

PS. Lada dzień zamieszczę zdjęcia z niedzieli, obecność dopisała, większość osób zastosowała się do pierwszej zasady na terenie pasożyta (czyli: fanty dla pasożyta wskazane), czyli sukces! ;)


Prawdziwy pokój prawdziwego pasożyta.













Gruntowanie starych obrazów
pod nowe obrazy.






















Martin Kippenberg z siatką, Andre Butzer,
termometr (+19, czyli w końcu noc nie jest zimna),
John Currin, Jeff Koons i Arek.
Tylko ja tu nie jestem sprzedajny.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz