4.12.2011

Witkowo (dzień pierwszy)





Wiedz, Sanczo, że człowiek nie jest kimś więcej niż inny, jeżeli nie robi więcej niż ten drugi. Wszystkie burze, które nas spotykają, są oznaką, że wkrótce się wypogodzi i sprawy nasze dobrze się ułożą. Bo nie może to być, aby zło i dobro były czymś stałym, a stąd wynika, że gdy zło już trwało długo, dobro jest niedalekie. Nie potrzebujesz się trapić niepowodzeniami, które mi się zdarzają, skora nie spadają na ciebie.
- Jakże nie? – odrzekł Sanczo. – A czy przypadkiem ten, którego wczoraj podrzucano, nie był synem mego ojca? A sakwy z wszystkimi zapasami, które mi dziś brak, czyż należały do kogo innego.
- Nie masz swych sakw? – zapytał Don Kichot.
- Naturalnie, że nie – odparł Sanczo.
- Wobec tego nie mamy dziś nic do jedzenia – stwierdził Don Kichot.
- Oczywiście – rzekł Sanczo – ale na tych łąkach nie brak ziół, które zna Wasza Miłość, a którymi tak nieszczęśliwi błędni rycerze jak pan zaspokajają takie potrzeby.

(M. De Cervantes, Przygody Don Kichota, Orkla Press Polska 2005, s. 67)



***



To nie może być tak, że za każdym razem by zamieścić notkę w tym moim pasożytniczym kąciku w wirtualnym świecie muszę się skupiać by wypłynął ze mnie jakiś sensowny tekst. Zajmuje mi to z co najmniej półtorej godziny lub nawet i dwie z minutami. Zgrać zdjęcia z aparatu, selekcja i jeszcze uzewnętrznić się w słowie. Nie jestem rewelacyjnym pisarzem i do tego nie raz z łatwością się przyznawałem. By przelać swoje spostrzeżenia muszę się naprawdę skupić...


Może teraz spróbuję w punktach (może lżej mi będzie):

1. W Witkowie jest spokojnie. Na jednej ulicy jest Polo Market i Biedronka. Jutro zrobię zdjęcie jak to ładnie wygląda, aleja handlowa.

2. Przyjechałem wczoraj (3 grudnia) około 23:30. Za wehikuł posłużył mi samochód mojego żywiciela - Piotra.

3. Mój żywiciel ma pracę i ma różne te godziny pracy. Nie wiem jeszcze na ile eksponować życie mojego żywiciela tutaj na moim blogu. To jest przecież jego prywatna przestrzeń.

4. ...ale co do ważnych rzeczy, czyli mojego życia. Dziś jestem tu sam, bo mój żywiciel pojechał do pracy i dopiero jutro wróci. Mam spokój, mogę żyć sobie spokojnie, spokojnie czytać książki, pojeździć na rowerze, zrobić sobie kawę i pomyśleć. Bardzo mi dobrze z tym spokojem.

5. Jednocześnie bardzo mi miło, że moja działalność artystyczna jest tak przyjemna. Nikt mi nie zawraca głowy, mogę myśleć o następnych działaniach. Od dłuższego czasu pracuje nad swoim portfolio, a tutaj w Witkowie jest idealnie pod to by się pochylić nad nim.




***



Otóż co się zmieniło w dziejach utopii i co (pomyłkowo) poczytywane jest za jej „kryzys”, to przesunięcie oczekiwań i ambicji na lepsze życie z siedziby społeczeństwa na miejsce przez nosiciela utopii wykrojone dla siebie (i być może dla swych bliskich) ze społeczeństwa, przywłaszczone, przez siebie zagospodarowane i przed kaprysami przekornego losu zabezpieczone. Nie o „doskonałym społeczeństwie” ten sen, ale o własnej wygodnej, wolnej od kłopotów i pełnej przyjemnych doznań niszy. Utopia, jak tyle innych nieodłącznych aspektów ludzkiego życia, uległa prywatyzacji…

(…) wiążę tę dalekosiężną przemianę w naturze utopii ze zmianą (…) podstawy życiowej: od „ogrodniczej” do „łowieckiej”. Jeśli ogrodnik spodziewa się dobra po doglądanym starannie i troskliwie uprawianym ogrodzie, na siebie przyjmując współodpowiedzialność za trwałość i urodę ogrodowego ładu, myśliwy troszczy się o obfitość ustrzelonej w kolejnym polowaniu zwierzyny, mało się błogostanem lasu przejmując – a już całkiem odmawiając przyjęcia odpowiedzialności za jego trwanie. A nadto: jeśli utopia „ogrodnicza” to perspektywa doskonałego ładu wieńczącego długi a mozolny wysiłek, utopia „łowiecka” to marzenie o nigdy nie kończącym paśmie polowań i myśliwskich przygód i podnieceń…

(Zygmunt Bauman, 29 maja 2011 roku,
Kryzys utopii? Ankieta redakcyjna, Autoportret, 2(34) 2011, str.8)



***


Materiał zdjęciowy


    Podróż I.


     Podróż II.


     Podróż III.

     Witkowski nokturn.


     Sztafaż I.

     Sztafaż II.


     Żywiciel wychodzi do pracy, a pasożyt zostaje.

     Widok z okna.
 


     Kuchnia I. 

     Kuchnia II.

     Przy kuchennej ścianie.


     Przy kuchence - kawa.


4 komentarze:

  1. Arku, ale numer, bujasz się właśnie po mieście moich małoletnich wspomnień wakacyjnych - moi Dziadkowie mieszkają w Witkowie (dosłownie 30 sekund od Placu Zabaw, którego fotki wrzuciłeś:)). Skoro jesteś tak blisko bujnij się koniecznie do Powidza - piękne lasy, czyste jezioro. Bajkowo :) a jak Ci się samolot na przeciwko klubu garnizonowego podoba? ;) Pozdrawiam, Kasia :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Katarzyno,
    Witkowo jest piękne! ;) Jaki tu spokój, jak ja tu obserwuje przez okno jak ludzie sobie ładnie chodzą. i mnie to bardzo cieszy.
    Byłem w powidzu w wakacje chyba i rzeczywiście.chyba byłem. a tam gdzie byłem - było ładnie ;)
    Samolot - jest rewelacyjny! i wille na krańcach witkowa też są rewelacyjne :) widziałaś je?

    Klub garnizonowy = kasyno? piękny jest ten 'ryneczek', ten klimat mi pasuje aktualnie :)

    Zamieszcze dziś więcej fotek, będzie samolot, wille itd :)

    pozdrawiam

    arek

    OdpowiedzUsuń
  3. tyle się zmieniło w Moim Witkowie...ale kiedyś tu wrócę:)
    Witkowo czekaj na mnie jakiś 20lat...

    OdpowiedzUsuń